Każdy wypad w opuszczone wiąże się z pewnym ryzykiem, czasami są to tylko uszkodzenia mechaniczne skóry, dobry blacharz załata je plastrem w domu i poda syrop z wysoką zawartością Alc. na poprawę humoru :) ale czasem kończy się to bardziej poważnie, ważne by nie poruszać się samemu.
Z opuszczonych najbardziej pociągają mnie małe jednostki wolnostojące, co prawda nie znajdziemy w nich wielkich hal maszynowych, ale miejsca pełne emocji, światła i niewielkich elementów martwej natury zrekompesują nam wszystko :)
W małych budynkach niebezpieczeństwo jest równie wysokie, gdyż bardzo łatwo znaleźć się z drugiego piętra nagle na parterze :)
Historia, którą chcę opowiedzieć dotyczy pewnego Młynu. Wejście do niego znajdowało się poprzez szparę w oknie (tą, którą widać na zdjęciu:) ). Nie byłoby problemu w lato, mankament polegał jednak na tym, że była to druga połowa listopada :) By móc wejść przy mojej posturze, potrzebowałem rozebrać się do minimum, aby się przecisnąć. Oczywiście skończyło się wieczorną gorączką.
W środku, gdy już jesteśmy, świat się zatrzymuje, wszystko nas porywa, widzimy tylko kadry malowane światłem, przestajemy funkcjonować jako spokojni obywatele świata, a zaczynamy jako twórcy magii obrazu.
Do takich miejsc jak te, chce się wracać, chce się tam być i tworzyć.
Zapanować nad chwilą i zamrozić ją w kadrze, by znów odtwarzać ją bez końca.
Możesz się zalogować lub zarejestrować